Wanna numer 28.
Długo nic nie było, oj dłuuuugo...
Dzisiaj coś o romantyzmie, bo ktoś mi ostatnio uświadomił, że jeszcze ktoś o czymś taki pamięta i nie w formie o której niżej. Oczywiście możecie spodziewać się sprowadzenia tego do gówna, błota i niskich pobudek. Nic się nie zmieniło.
Mam wrażenie, że w tych czasach romantyzm sprowadza się do kupienia diamentowego naszyjnika. Oczywiście jest on jedynie mytem za przejazd po stacji za długimi szynami. Mówiąc krótko, romantyzm=hajs=seks. Koniec końców cynizm wygrywa zawsze.
Czemu ludzie nie widzą uroku w obejrzeniu razem filmu, kobiety w samym porozciąganym swetrze w świetle poranka robiącej dla was kawę? Co jest takiego złego w sielskich obrazkach, że trzeba sprowadzać je do myślenia tylko o przeleceniu tej laski zaraz jak przyjdzie z tą kawą?
Nie twierdzę, że to złe. Wręcz przeciwnie, ale samo dupczenie jest przedmiotowe. Większość facetów nawet nie będzie widziała tej panienki, którą posuwa. Kobieta będzie się zastanawiała kiedy on skończy, bo musi przecież lecieć na shopping ze swoimi koleżankami, które są równie zblazowane i wyprane z jakichkolwiek wyższych uczyć.
Ośmielam się odrzucać taki model. Stwierdziłem, że nie ma sensu i prowadzi jedynie do zagłady społeczeństwa i intelektualnej wartości doceniania drobnych przyjemności. Gestów. Uśmiechów. Promienia słońca padającego na poranny uśmiech.
Poetyckie, co? Może. Świadomie powoli wybieram staczanie się w celibat, żeby uniknąć babrania się w tym gównie tańca godowego prowadzącego do szybkiego numerka, który nic nie znaczy. Potem jest niezręczne "-No to cześć, ja lecę. - No, spoko, ja też w sumie zaraz. Na razie.", i w sumie tyle, bo nikt nie ma nic do powiedzenia i dla nikogo to nic nie znaczyło.
Może i to przykre. Celibat oczywiście, bo dla większości szybki numerek wręcz przeciwnie. A może nie. Czas podobno lubi zaskakiwać.
W egzystencjalnych rozterek oczywiście kawałek musi być, a że strasznie cenię tekst Hansa, to będzie i Hans.
Komentarze
Prześlij komentarz