Wanna numer 31.
Może skoro już mam swoje centrum dowodzenia, to się w końcu rozkręcę i będzie więcej do czytania. Podobno powinienem pisać dłuższe teksty, ktoś mi tak powiedział. Zobaczymy co z tego wyjdzie, postaram się.
Dzisiaj coś na temat przewrażliwienia, nieudanych związków i nauczek jakie dają. To będzie bardzo subiektywne, gdzie zostaniesz zmieszany/a z błotem. Jak nie chcesz tego czytać przejdź do wcześniejszych, zabawniejszych kurwa wpisów. Jeśli jednak chcesz, to proszę, ale robisz to na własną odpowiedzialność.
Nie będzie to użalanie się nad sobą, nie licz czytelniku na to. Będzie to podsumowanie dotychczasowych doświadczeń, z lekkim przymrużeniem oka, ale szczerze.
Na wiele związków było tylko kilka, na których mi na prawdę zależało i których żałuję, że nie trwają. To chyba normalne. Były przypadki, w których zjebałem, w których coś się zjebało i w których ona zjebała. Niektóre były bolesne przy rozstaniu, a niektóre dawały ulgę, że to już koniec. W ciągu tego całego czasu zmieniłem się wielokrotnie, koniec końców doszedłem do wniosku, że mimo wszystko należy ufać ludziom. Mimo, że część Cię zdradzi, część po prostu opuści, a część będzie miała Cię za przydatną jednostkę do wykorzystania i olania w pizdu. W rzadkich przypadkach mogą nawet próbować Cię zniszczyć.
Przerobiłem chyba wszystkie te sytuacje, po czasie wyciągnąłem z nich wnioski. Większość to banały, które wszyscy znają, ale jakoś kurwa nie korzystają z tej wiedzy. Po pierwsze zaufaj i mów wszystko co myślisz, jak będziesz coś ukrywać samemu zaczniesz się z tym źle czuć. Po drugie powiedz, co przeżyłeś, ciężko bez tego budować coś nowego. Niektóre zachowania wynikają bezpośrednio z poprzednich sytuacji. Po trzecie w końcu zbudujesz sobie zbroję, w ten czy inny sposób, za którą będziesz chcieć się schronić. I po czwarte zapomnij o tej zbroi, zbudujesz ją sobie i zajebiście, ale jak znajdziesz tą osobę, z którą chcesz być nieważne co by się nie działo, pierdolniesz ją w kąt. A potem, to już loteria, uda się albo nie. Przykre, ale prawdziwe.
Szczerze mówiąc ja już mam trochę dość szukania. Jak mam poświęcać czas, to jednej osobie. Jeśli mam poświęcać swoją uwagę, to również jednej osobie. Szczerze i bez pierdolenia, nie obchodzi mnie już latanie za laskami, które chcą się tylko zabawić moim kosztem albo zrobić ze mnie na końcu żałosnego w swym istnieniu "przyjaciela".
Brzmi, jak wyznanie, co? Może w pewnym sensie tak jest, ale bardziej chodzi o wniosek, jaki z tego płynie. Postaw sprawę jasno, a potem czekaj co się stanie, ale nigdy nie czekaj na wyklarowanie się sprawy bez końca, inaczej wpadniesz w zamknięte koło rozpamiętywania i zadręczania się nadzieją, że może coś jeszcze się zmieni.
Nawiązując do poprzedniego wpisu; wtedy też będziesz skończonym debilem. Nie twierdzę, że czekanie nie ma sensu, ale zawsze jest granica, po której Twoja zjebana nadzieja nic nie zmieni. Poważnie, romantyzm nie powinien wykluczać instynktu samozachowawczego.
Tym optymistycznym akcentem zapraszam do słuchania. A skoro ten kawałek dla mnie ma trochę więcej znaczeń, niż tylko trening, to proszę...
Dzisiaj coś na temat przewrażliwienia, nieudanych związków i nauczek jakie dają. To będzie bardzo subiektywne, gdzie zostaniesz zmieszany/a z błotem. Jak nie chcesz tego czytać przejdź do wcześniejszych, zabawniejszych kurwa wpisów. Jeśli jednak chcesz, to proszę, ale robisz to na własną odpowiedzialność.
Nie będzie to użalanie się nad sobą, nie licz czytelniku na to. Będzie to podsumowanie dotychczasowych doświadczeń, z lekkim przymrużeniem oka, ale szczerze.
Na wiele związków było tylko kilka, na których mi na prawdę zależało i których żałuję, że nie trwają. To chyba normalne. Były przypadki, w których zjebałem, w których coś się zjebało i w których ona zjebała. Niektóre były bolesne przy rozstaniu, a niektóre dawały ulgę, że to już koniec. W ciągu tego całego czasu zmieniłem się wielokrotnie, koniec końców doszedłem do wniosku, że mimo wszystko należy ufać ludziom. Mimo, że część Cię zdradzi, część po prostu opuści, a część będzie miała Cię za przydatną jednostkę do wykorzystania i olania w pizdu. W rzadkich przypadkach mogą nawet próbować Cię zniszczyć.
Przerobiłem chyba wszystkie te sytuacje, po czasie wyciągnąłem z nich wnioski. Większość to banały, które wszyscy znają, ale jakoś kurwa nie korzystają z tej wiedzy. Po pierwsze zaufaj i mów wszystko co myślisz, jak będziesz coś ukrywać samemu zaczniesz się z tym źle czuć. Po drugie powiedz, co przeżyłeś, ciężko bez tego budować coś nowego. Niektóre zachowania wynikają bezpośrednio z poprzednich sytuacji. Po trzecie w końcu zbudujesz sobie zbroję, w ten czy inny sposób, za którą będziesz chcieć się schronić. I po czwarte zapomnij o tej zbroi, zbudujesz ją sobie i zajebiście, ale jak znajdziesz tą osobę, z którą chcesz być nieważne co by się nie działo, pierdolniesz ją w kąt. A potem, to już loteria, uda się albo nie. Przykre, ale prawdziwe.
Szczerze mówiąc ja już mam trochę dość szukania. Jak mam poświęcać czas, to jednej osobie. Jeśli mam poświęcać swoją uwagę, to również jednej osobie. Szczerze i bez pierdolenia, nie obchodzi mnie już latanie za laskami, które chcą się tylko zabawić moim kosztem albo zrobić ze mnie na końcu żałosnego w swym istnieniu "przyjaciela".
Brzmi, jak wyznanie, co? Może w pewnym sensie tak jest, ale bardziej chodzi o wniosek, jaki z tego płynie. Postaw sprawę jasno, a potem czekaj co się stanie, ale nigdy nie czekaj na wyklarowanie się sprawy bez końca, inaczej wpadniesz w zamknięte koło rozpamiętywania i zadręczania się nadzieją, że może coś jeszcze się zmieni.
Nawiązując do poprzedniego wpisu; wtedy też będziesz skończonym debilem. Nie twierdzę, że czekanie nie ma sensu, ale zawsze jest granica, po której Twoja zjebana nadzieja nic nie zmieni. Poważnie, romantyzm nie powinien wykluczać instynktu samozachowawczego.
Tym optymistycznym akcentem zapraszam do słuchania. A skoro ten kawałek dla mnie ma trochę więcej znaczeń, niż tylko trening, to proszę...
Komentarze
Prześlij komentarz