Wanna numer 47. O madkach i matkach też...

   Się ostatnio zrobiło mało satyrycznie tutaj, co? Myślę, że na trochę napisałem dość na temat stricte psychologii, a na pewno tej jej poważnej części. No to dzisiaj coś lżej. Będzie o matczynych zwyczajach kobiet, konkretnie odnośnie tak zwanych pociech.

  Pomijam tutaj już temat wrzucania zdjęć gówniaków na FB i rozpływania się nad nimi przez właścicielki i ich psiapsióły, a nawet zupełnie losowe kobiety. Zazwyczaj za pomocą języka, który przyprawia profesora Miodka o myśli samobójcze. Przecież używanie języka dziecinnego ("ciu ciu ciu... o jakiego pięknego masz synusia" itp) pisząc przy zdjęciu dziecka, które tego nie słyszy zakrawa na poważne zaburzenia psychiczne. Pomijam nawet kwestie internetu w ogóle.

  Ale kurwa z grzeczności wysłuchasz raz jakiejś historii o dzieciaku i masz PRZEJEBANE... Od tego momentu opętanej miłością do swojego dziecka matce wydaje się, że bezwarunkowo interesuje Cię wszystko co to dziecko dotyczy. Co zrobiło, co działo się w przedszkolu, jakie ostatnio choroby przeszedł gówniarz, co je, a czego nie chce jeść, no wszystko... Czy ja kurwa jestem ojcem tego dziecka? Nie, nie jestem. Więc co mnie to obchodzi? Ano nic, ale jej to nie obchodzi już, już zapaliła się kontrolka turbo-matki. Wysłuchałem raz, a więc jestem stracony, bo zainteresowany tematem.

   Spróbuj jednak skrytykować to dziecko, a tym bardziej jej sposób wychowania. Nie ma tak lekko. Wysłuchałeś za pierwszym razem grzecznie i w całości, a więc w pełni akceptujesz i jednocześnie certyfikujesz swoim niewątpliwym autorytetem metody wychowawcze, jak również najczęściej wątpliwe w tym przypadku efekty tych metod. W tym momencie, jeśli stwierdzisz, że ze szczylem i jego spieprzonym fundamentalnie zachowaniem jest coś nie tak, to masz przejebane bardziej niż mają chorzy na koronawirusa w Polsce. Wysłuchasz tyrady o tym, że skoro nie masz dzieci, to nie masz prawa głosu, ona to w zasadzie jest nad człowiekiem, a fakt posiadania dzieci usprawiedliwia dodatkowo jej wszystkie zjebane zachowania. Dodatkowo, nawet jeśli jej dziecko się źle zachowało, to ona w zasadzie nie jest za to odpowiedzialna jednak, bo wychowanie dziecka, to jest tak ciężka praca, że przecież nie może być idealnie wychowane. No tak się po prostu nie da i dziecko w sumie jest zjebane przez takich, jak Ty.

   Zakładając, że do tej chwili utrzymujesz jeszcze jako taką równowagę psychiczną, zaraz po tej tyradzie usłyszysz zwrot akcji. Szczyl jednak jest aniołkiem tak naprawdę, a to Ty źle je oceniasz, bo znowu, nie masz dzieci i nie masz podstaw żeby się wypowiadać w temacie, a po drugie to ona jest matką i wie co dla jej dziecka jest najlepsze. Zawsze mam w takim momencie ochotę zapytać kurwa niby skąd to wie, ale wiem co usłyszę "jako matka po prostu to wiesz". Ok, spoooko... Zazwyczaj oddalam się szybko w bliżej nieokreślonym kierunku patrząc przez ramię czy czasami nie zbiera się do skoku i nie ma już całych czarnych oczu.

  Od jakiegoś czasu zaczynam się zastanawiać nad specjalizacją "psychologia kliniczna dzieci i młodzieży". Zastanawiam się najbardziej nad tym czy dlatego, że faktycznie złapię lepiej kontakt z młodzieżą ze względu na dziary i własne doświadczenia z okresu dorastania czy dlatego, że jak przyjdzie mi matka i zacznie pieprzyć o swoim dziecku, to albo wyskoczę przez okno albo zacznę mieć dwie karafki na wodę w gabinecie - jedną 'specjalną' dla siebie.

   Jest jednak jeszcze gorsza kategoria. Matka idealna - antyszczepionkowiec...ale o tym następnym razem.

Tym razem będzie muzyczka i będzie bardzo klimatycznie. Zapraszam!


Komentarze

Popularne posty