Wanna numer 13.
Nie wiem czemu, ale jak jestem zmęczony nachodzi mnie na przemyślenia nad istotą wszechświata i bytu, ale tak właśnie jest i dzisiaj jest ten dzień.
Dzisiaj nie będzie tematu z puentą, raczej kwestia do przemyślenia.
Konkretnie chodzi mi o kwestię zaufania. Mówi się, że zaufanie się zdobywa z czasem. Osobiście uważam, że nie zawsze. Czasami po prostu wiemy, że to jest ta osoba, której możemy zaufać i mimo, że nie raz się przejechałem na tym okrutnie, dalej mam tyle wiary w ludzi, żeby jednak widzieć w nich w pierwszej kolejności dobre rzeczy. Stąd uważam w pierwszej chwili ludzi za godnych zaufania i tak jest do pierwszego momentu kiedy się przejadę. Niestety paranoje, że "...wszyscy chcą mnie zrobić w chuja..." czasami biorą jednak górę, wydaje mi się, że są to ostatki zdrowego rozsądku krzyczące "Hej, pajacu. Przerabialiśmy tą historię tyle razy. Jeszcze się nie nauczyłeś?". Rozsądek chce chyba dobrze, ale przez zbytnią gorliwość w prezentowaniu scenariuszy "robienia mnie w chuja" powoduje, że zaczynam być podejrzliwy wobec ludzi, którzy niczym sobie na to nie zasłużyli.
Tak, w większości chodzi o stosunki damsko-męskie. Niestety nie jestem Lucyferem, ani Parysem. Nie posiadam ego pozwalającego mi myśleć, że jestem królem świata i okolic. W momencie kiedy zwraca uwagę na mnie kobieta dużo powyżej normy w kwestii urody, na dodatek inteligentna i zabawna, coś mnie tyka. Nie chodzi o to nawet, że to dziwne, jak na mnie. Chodzi o sposób myślenia, zaufania, że to nie jest jakaś podpucha i nie skończę zastanawiając się czy karma jednak istnieje i jeśli tak to to co mówią o jej byciu suką jest prawdą.
Nie jest łatwe zaufanie w takiej sytuacji, nawet mimo dawania ludziom generalnie kredytu zaufania, ale ufasz, bo masz nadzieje, że nikt Cię nie wkręca. I starasz się trzymać w ryzach swoje demony, żeby za bardzo się ze smyczy nie zrywały. I wiesz co się dzieje? Robisz z siebie idiotę przy najbliższej okazji, bo każdy ma swoje demony, a one nie lubią być trzymane krótko, lubią się wtedy zrywać i pokazywać zęby.
W mojej opinii lepiej czasami jednak chyba zaufać i zaangażować się, a potem potrzeć co się stanie, niż pluć sobie w brodę, że mogło być fajnie, ale ogarnianie siebie było ważniejsze. Tylko to wymaga zaufania drugiej osobie nie w kwestii tego czy ona nie próbuje Cię wykręcić, ale powiedzenia o swoich demonach szczerze, jakie są i skąd się wzięły. Bo wtedy nie musisz ich już trzymać na smyczy. To jedyny sposób, żeby je oswoić.
Ale to tylko moja opinia, do wieszcza mi daleko, więc nie wierzcie we wszystko co piszę, bo przecież jestem zmęczony i mogę zmyślać... ;)
A na koniec coś w klimacie, który będzie zawsze nieśmiertelny.
Komentarze
Prześlij komentarz